"Kubuś Puchatek ma swój garnuszek miodu, pan Joachim króliki, Dalmatyńczyki kropki, a "Format A4"swoich aktorów, tancerzy i piosenkarzy. Od wielu lat wystawia on przedstawienia przyprawiające nie jednego widza o dech w piersi. Dnia 22 stycznia 2011r. odbył się musical pt. "Bywa, że jest trudno". Mogliśmy w nim zobaczyć wiele nowych twarzy, ale nie zabrakło też "tubylców". Scenariusz napisała blond włosa (nie należy kierować się kolorem włosów, ponieważ jest on zgubny) i utalentowana uczennica klasy III - Ola. Cóż, nie ukrywajmy, ale bez p. Bożeny Swobody, Jolanty Szurman, Ireny Witek-Bugla, Aliny Zalewskiej i Danuty Niziołek przedstawienie to poległoby tak jak Napoleon w "Bitwie Narodów" pod Lipskiem. To właśnie dzięki ich stalowym nerwom, farbom do włosów i dopingu pojętnych uczniów wywarło ono na widzach pozytywne wrażenie: przyciągająca oczy scenografia, ciekawy podkład muzyczny; Wielogodzinne próby działały jak eliksir z nieodkrytymi skutkami ubocznymi. Nie raz pani Jolancie Szurman stawały włosy na głowie od grania Maksyma na gitarze, ale na szczęście naukowcy z Olzy odkryli nową, ulepszoną formę SHOCK WAVESA, który do czasu premiery zdołał sobie z tym poradzić. Przedstawienie to dysponuje ciekawą fabułą i dużą ilością wątków. Jego akcja rozgrywa się w dwóch światach: realnym i baśni. Po prawdziwej, według nas planecie stąpa osierocona, osiemnastoletnia dziewczyna - Wiktoria (Anita) i dwójka jej rodzeństwa (Dorota i Karolina), która trafia do domu dziecka. Bez wątpienia główna bohaterka potrzebuje wsparcia. Kiedy jej przyjaciele zarabiający na wakacje w restauracji chcą jej pomóc, ona ich odrzuca. Nie dopuszcza do siebie nikogo (chce być niezależna). Nawet szalejącego za nią Roberta (Maksym). W tym samym czasie w krainie baśni Chochlik (Przemek) dostaje od wróżki (Ola) specjalną misję. Przy pomocy złotego pyłu ma sprawić aby Wiktoria odkryła drzemiącą w niej miłość do Roberta. Sytuacja jednak gmatwa się, gdy Elfik z lekko zranionym ego sypie Roberta proszkiem, a on zamiast patrzeć na swą damę serca ni z tego, ni z owego spogląda na Bartka (Amadeusz). Pomimo tak zagmatwanych okoliczności musical ten kończy się happy endem. Rodzeństwo wraca do Wiktorii, przyjaciele wygrywają przeprowadzony w restauracji konkurs "Mam talent" i dzięki temu wyjeżdżają na upragnione wakacje na Mazury. Nie wątpię w to, że niektóre role odpowiadałyby aktorom także w życiu, np. miłość Roberta do Bartka. Teraz nie pozostaje mi nic więcej prócz pogratulowania (gdybym tego nie zrobiła mogłabym spotkać się z agresywna reakcją publiczności), ale bez urażenia pani dyrektor zrobię to o wiele krócej: Wybrać odpowiednią drogę w ciemności to szczęście. Grać z taką pasją tańczyć z taką gracją, śpiewać tak jak Niemen to nie szczęście, ale talent.
Żaneta Bryja kl. Ic